2010.05.07 / Anna Rączkowska

17 dni Rybiccy czekali na powrót Arama do kraju, bez pewności, że kiedykolwiek to nastąpi. Nastąpiło jednak, Aram wrócił w ostatnim konwoju. Dwadzieścia jeden trumien. Arama – numer 17.

Ten dzień zapamiętamy wszyscy. Tak wiele zostało już powiedziane, a emocje nadal dają o sobie znać. Mój kolega napisał w poprzednim numerze „Nowego Czasu”, że każdy będzie próbował sobie przypomnieć, co robił i gdzie był w tym czasie.
Pierwszy zadzwonił operator Piotr Dobroniak. – Ty pewnie śpisz i nic nie wiesz… – zaczyna. Nie spałam, ale nie wiedziałam… Pięć minut później dzwoni Maciej Woroch z TVN. – Anka, no to do roboty! – krzyczy do słuchawki. A ja się w duchu modlę, żeby to był ten jeden z głupich żartów moich chłopaków. Ale nie był. Umawiamy się wszyscy pod POSK-iem, no bo gdzie?
Dzwonię do Warszawy. Szefowa mnie – delikatnie mówiąc – zrzuca, bo ma Rosję na głowie. W tym samym czasie przychodzi sms od kolegi z CNN w Londynie: Bloody hell… it’s hard to believe. Dzwoni drugi operator, Robert Rogalski. Dobrze, dzielę robotę, będzie łatwiej… Za chwilę szefowa zagranicy TVP Danuta Dobrzyńska. – Ania, przepraszam… rozumiesz…
Pewnie, że rozumiem… Daje wytyczne i pracujemy już na okrągło.

Lista
Listę ofiar katastrofy dokładnie przestudiowałam dopiero po przesłaniu ostatnich materiałów do „Wiadomości” w sobotę wieczorem. Wiedziałam oczywiście, że na pokładzie była Para Prezydencka, ksiądz proboszcz Gostomski, Prezydent Kaczorowski, z którym przeprowadziliśmy ostatni wywiad telewizyjny przy okazji nadania mu orderu Bene Merito przez Radosława Sikorskiego, ale Aram jakoś mi umknął… I zobaczyłam… Arkadiusz Rybicki, poseł. Dla rodziny i przyjaciół – Aram.
Naprawdę trudno mi sobie już nawet przypomnieć, jakie myśli mną targały, ale pamiętam, że pomyślałam o Małgosi, Antku, Magdzie, która teraz gdzieś w Niemczech mieszka, Jarku… Joannie…

Gdańsk
Każdy, kto pochodzi z Gdańska, tak jak ja, z którymś z Rybickich na pewno się zetknął. Już choćby z powodu ich niezwykłej aktywności politycznej i społecznej. Znam większość rodziny Rybickich. Nasze dzieci chodziły do tej samej szkoły. Pracowaliśmy razem. Aram był moim bezpośrednim przełożonym w pierwszej niezależnej agencji filmowej Profilm. Pracowaliśmy przy programie dla dzieci „Od przedszkola do Opola”. Na nagrania do Teatru Muzycznego przychodziły nasze całe rodziny. Szefem i założycielem Profilmu był Maciej Grzywaczewski, późniejszy szef Jedynki TVP, mąż siostry Arama, Bożeny. Pracowali tam też inni członkowie rodu Rybickich, moja rodzina też tam pracowała… Miłka, moja córka biegała po korytarzach między gabinetem Arama i Maćka a montażownią….

Fotografie
Fotografie Adama zobaczyłam na facebooku, który w czasie tych kilkunastu dni spełniał rolę agencji informacyjnej, bywało, że szybszej niż Roeuters. Adama nie znałam, od dziecka wychowywał się w Sztokholmie. To w ich domu zatrzymywali się działacze opozycji, kiedy w Polsce nie mogli znaleźć pracy. Przyjeżdżali na zbiory truskawek i jagód. Bywało, że w ich kuchni na podłodze „kimał” nasz obecny premier Donald Tusk.
Zdjęcia z jego albumu oglądałam już w nocy. Wtedy dopiero był czas na rozmowy telefoniczne, choć jeszcze po północy dzwonili z TVP z planami na kolejny dzień, dzwonił Wiktor Moszczyński z informacją od pani Karoliny Kaczorowskiej, dzwonili znajomi ze Stanów, z Brukseli… i tak do rana. Trzymając rozgrzaną do czerwoności słuchawkę oglądałam zdjęcia Rybickich. W końcu córka mi zabroniła, mówiąc, że wymierzam sobie emocjonalną chłostę. I nagle informacja: Adam wraca do Londynu. Kontaktuję się z nim, mówię, że trzeba pokazać, że ludzie nie wiedzą…
Dzwonię do Teresy Bazarnik z „Nowego Czasu”. Pomysł jej się podoba, proponuje ściany krypt kościoła, w którym za trzy dni ma odbyć się Recital Katyński. Wariactwo. Dzwonię do Zjednoczenia Polskiego. Monika Tkaczyk załatwia drukarnię, pani Helena Miziniak zgadza się pokryć koszty. A wszystko to trwa jakieś 5 minut… W poniedziałek wieszamy. Pomaga malarka Maria Kaleta, która zawiesza również swoje dwie piękne grafiki, obok jej prac fotografie Ryszarda Szydły. Przy przygotowaniu ekspozycji pomagają również Alex Sławiński, dziennikarz „Nowego Czasu”, i jego partnerka Beata Kuczka.

Siedemnaście
Adam Potrykus w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem stracił wujka Arkadiusza Rybickiego. Kiedy dowiedział się o katastrofie, natychmiast wyleciał z Londynu do Gdańska i przez kilkanaście dni mieszkał w mieszkaniu Arama i Małgosi Rybickich przy Sienkiewicza. Opiekował się chorym na autyzm ich synem Antkiem. Był z bliskimi i robił zdjęcia. Bo wszyscy Rybiccy zawsze i wszędzie robią zdjęcia. Tradycja przechodzi z pokolenia na pokolenie. Adam – jak sam mówi – znalazł się w oku cyklonu. Powstały setki unikatowych fotografii, w czwartek musieliśmy wybrać tylko 30, chociaż żadne z nich nie było robione z myślą o wystawie.
Tragedia pod Smoleńskiem poruszyła świat, Polskę, Polaków. Adam aparatem fotograficznym zapisał historię siedemnastu dni jednej rodziny. Rodziny, która straciła nie posła, ministra i działacza politycznego, ale męża, ojca, brata, wujka….
Umawiamy się na kolację, wybieramy zdjęcia, każde z nich ma swoją historię. Jest nierozpakowana walizka Arama, która wróciła po kilku dniach. Nie ta ze Smoleńska, tylko „awaryjna – poselska”, która została na lotnisku w samochodzie. Adam opowiada, jak Małgosia, wdowa po Aramie, patrzyła na nią kilka godzin zanim odważyła się ją rozpakować… Jest zdjęcie Małgosi, która dzwoni do Moskwy i błaga o informacje… Zdjęcia z drogi na lotnisko wojskowe w Warszawie… Zapominamy o kolacji, pijemy butelkę wina i wylewamy dwie… łez.
Adam już nie musi być dzielny.
Bratowa Arama Joanna, żona Jarka, wysłała mi krótką wiadomość: „…Warto pokazać te zdjęcia, to dokument o 17 dniach niepokoju, przesuwaniu granicy wytrzymałości, kolejnych uroczystościach pożegnalnych bez pewności, że Aram wróci i wreszcie o ostatnim pożegnaniu. Dziękujemy za wszystko, co w Londynie dla Arama…”
Marianna Grzywaczewska, córka Macieja i Bożeny Rybickiej pisze do mnie w sobotę: „Szkoda, że nie możemy tam być… Trzymamy kciuki”.

Rozrachunek
Próbowałam przypomnieć sobie, kiedy pierwszy raz spotkałam Arama. Jego najmłodszy brat Jarek zwołał grupę znajomych, żeby pomóc mu  przy rozwieszaniu plakatów wyborczych. Biegaliśmy po centrum Gdańska przyklejając gdzie się da granatowe arkusze z fotografią Arama. Kiedy przygotowywaliśmy wystawę i przyklejałam do ściany zdjęcia Adama Potrykusa uzmysłowiłam sobie, że dla mnie właśnie teraz przyszedł czas na osobisty rozrachunek z tragedią pod Smoleńskiem. I tak, jak przed wielu laty poznałam Arkadiusza Rybickiego rozwieszając w Gdańsku jego fotografie, pożegnałam się z nim w kryptach kościoła w centrum Londynu, rozwieszając zdjęcia jego siostrzeńca.
PS. W imieniu Adama, rodziny Rybickich i własnym dziękuję „Nowemu Czasowi” za realizowanie najbardziej niemożliwych pomysłów, Zjednoczeniu Polskiemu – Monice Tkaczyk za pomoc, pani Helenie Miziniak za zrozumienie. I jeszcze raz Marii, Ryszardowi, Aleksowi i Beacie.